![]() |
Tak a nawet gorzej bylo u sasiadow, w Texas |
Jako ze zawsze wypozyczam / oddaje mase ksiazek, tak pomiedzy12-14 to do ich transportu mam fajna torbe na kolkach dzieki ktorej unikam dzwigania i jedynie musze sie wysilic gdy wkladam do samochodu.
W ostatni czwartek mialam do zabrania jeszcze wiecej ksiazek niz zazwyczaj bo doszlo kilka kupionych w "uzywanym" sklepie i zrobilo mi ladunek 16 ksiazek. Te kupne gdy przeczytam oddaje do biblioteki bo ona je przyjmuje od ludzi i od czasu do czasu urzadza wyprzedaze.
Spakowalam wiec biblioteczne tak jak zawsze a te kupne w plastykowa torbe by sie oba rodzaje nie pomylily i calosc - pelna i ciezka torbe plus ta mniejsza wywloklam do garazu by wlozyc do samochodu. Mimo iz to wymagalo jedynie przeniesienia przez prog drzwi auta to i tak bylo mi ciezko wiec zrobilam na raty, kazda wkladajac osobno. By mi bylo wygodnie torebke polozylam na pojemniku na smieci. Tu, by ludzi nie wprowadzalo w blad dodam ze pojemnik na smieci czy makulature trzyma sie wewnatrz garazu, nie na zewnatrz. Nie jest to przymusem ale tak niemal wszyscy robia, ja tez. Powkladalam, poukladalam tak by sie nie przewracalo i tluklo w czasie jazdy bo mi takie cos dziala na nerwy, drzwi garazu zamknelam i ruszylam w trase.
Troche mi sie nie podobalo bo akurat zaczal padac nastepny deszcz a tyle co po poprzednim obeschlo ale nie byl duzy wiec go zbagatelizowalam.
Acha - jeszcze musze napomknac ze wcale w tym dniu, i przy burzliwej prognozie nie musialam jechac bo termin mnie nie zmuszal - jedynie chcialo mi sie cos robic, wyrwac z domu, przejechac sie, skoczyc na lunch, wiec postanowilam polaczyc przyjemne z pozytecznym i pojechalam.
Na biblioteczny parking przy rampie wjazdowej odbiera sie z automatu bilet i pozniej przy wyjezdzie placi tyle ile automat czasowy wyliczy. Moga na nim parkowac wszyscy ale poniewaz nalezy do biblioteki to kto faktycznie korzystal bo byl w bibliotece a nie innym miejscu to swoj bilet prezentuje pani przy biurku, ona nakleja odpowiedni znaczek i on automatowi mowi ze byles w bibliotece i parking masz za darmo. Ale tylko przez jedna godzine, jesli przekroczysz to placisz. Suma smieszna ale jednak i nie wyjedziesz bez zaplacenia bo cie szlaban nie przepusci.
Dobra, zajechalam, wzielam bilet, zaparkowalam a akurat parking byl dosc pelny to dosc daleko od wejscia, wypakowalam swe torby a tu mi na glowe troche pada bo jak trzymac parasolke skoro mam rece pelne roboty? Przewidujac to mialam narzucony sweterek z kapiszonem ale to przeciez przemakalne i tylko pozornie ochrania od deszczu. Rozmyslajac nad tym chce wziac z siedzenia pasazera torebke gdzie zawsze lezy i nie moge bo....jej nie ma!!!!!
Patrze, szukam po innych siedzeniach, podlodze, zagladam pod fotele - nie ma!!!!!!! Nic tylko jak polozylam ja w garazu na kuble tak tam zostala :(((((((
I co teraz? Przejechalam miasto na wskros BEZ prawa jazdy, jestem bez telefonu, bez portfela ktory zawiera pieniadze, karty, okulary. Nie mam nic z tego co mi potrzebne!!!!! Nawet karta biblioteczna jest w porfelu a bez niej nie wypozyczy sie nowych ksiazek, tyle ze mam druga, mini karte, przyczepiona do kluczyka samochodowego.
Zachowalam wiec zimna krew i postanowilam ksiazki oddac skoro juz tu jestem, moze wziac jakies nowe a przedewszystkim od pani dostac pieczatke na bilecie by mi sie rampa otworzyla i bym mogla opuscic parking.
Wiec tak zrobilam. Ksiazki wzialam tylko trzy i to patrzac na autorow bo nazwiska byly duzym drukiem wiec tym sie musialam kierowac drobniejszego nie mogac dostrzec bez okularow. Poszlam z nimi do komputera by je wypisac i... nie moglam nic zrobic bo bylam slepa!!! No to do biurka, do pani by ona za mnie to zrobila na swym komputerze i dala mi ta bardzo wazna pieczatke.
W tym pospiechu by nie przekroczyc darmowej godziny no bo czym bym placila skoro moj portfel w garazu, moj pobyt w srodku trwal moze niecale 10 min ale dokladnie nie wiem bo nie nosze zegarka a telefonu nie mialam bo lezal sobie w garazu. Wszystko mialam w garazu, nic przy sobie.
A wszystko robilam w napieciu bo mialam przed soba wizje ze bede jechac do domu bez prawa jazdy. Serpentyna ktora nigdy wczesniej nie przekroczyla prawa. Koniec swiata!!!!!!
Wychodze z biblioteki, patrze a tu faktycznie koniec swiata bo potop!!!! Tak lalo ze to nie mozna bylo nazwac nawet deszczem tylko jakims urwaniem chmury, w dodatku byl silny wiatr i tym deszczem zamiatalo we wszystkie strony. Ciemno, chmury niemal dotykaja glowy, chlodno. Zanim doszlam do samochodu to mozna mnie bylo wykrecac. Nawet przez ta chwile kiedy automatowi wsuwalam moj bilet parkingowy i mialam spuszczona szybe to mi nalalo do auta i na mnie tez bo akurat deszcz tak sobie lal.
Wiec prawie nic nie widzac jade i tylko trzymam palce za siebie by zajechac szczesliwie bo w razie czego to nawet nie mam przy sobie prawa jazdy. Jade wytezajac wzrok bo ulicami to juz plynely rzeki, lini wogole nie widzialam i kierowalam sie tylko swiatlami tego samochodu co byl przede mna a tu mi zimno no bo mialam na sobie mokre ciuchy, klimatyzacje musialam miec zalaczana bo inaczej mglilo mi szyby wiec tym bardziej mnie mrozilo az mi sie zachcialo sikac i to tak mocno ze doslownie myslalam ze zrobie pod siebie bo zawze chce sie bardziej gdy czlowiek przemarzniety i zestresowany - a tu jeszcze wytrzeszczam oczy by jakos sie posuwac do przodu i caly czas mysle o tym prawie jazdy.
Powiem wam ze to byl naprawde duzy i niebezpieczny deszcz. Radio ostrzegalo przed niektorym ulicami bo staly sie nieprzejezdne - nasze okolice sa pagorkowate, duzo ulic jest stromych wiec miejscami zbiera sie deszczowka gdy nie nadaza splywac do studzienek. W szybe cielo mi tak ze wycieraczki mialam na najszybszym biegu a nie nadazaly scierac. Jechalam wewnetrznym pasem bo zewnetrzny, choc dla powolniejszych to mial tyle wody na poboczach ze byloby niebezpiecznym tamtedy jechac. I tak jak na te warunki jechalam dosc szybko, 40mil na godzine co jest normalna szybkoscia w miescie. Po drodze widzialam na poboczach samochody przeczekujace co i ja powinnam zrobic ale naprawde chcialam juz byc w domu i z prawem jazdy i w cieple i z klopotami poza mna.
Zaciskalam wiec zeby i nie tylko (by sie nie posikac) i jechalam, jechalam. Od biblioteki do mego domu jest ok 20mil, i jak wspomnialam zajmuje przewaznie 25 min . Jak dlugo wtedy jechalam nie wiem bo nie przyszlo mi do glowy sprawdzic na samochodowym zegarze. Tylko raz i na moze dwie minuty wjechalam w jakis dobry zone gdzie to tylko padalo normalnym deszczem - ach co za ulga i komfort i przyjemnosc - ale zaraz zaczelo sie od nowa.
Oczywiscie nigdzie sie na lunch nie zatrzymalam chocby przez to ze bylam bez kart i pieniedzy ale z tego wszystkiego odechcialo mi jesc.
Jednak pomalu, pomalu i spokojnie, bylam coraz blizej domu az wreszcie zajechalam i polaczylam sie z ma torebka i dokumentami i telefonem.
Oczywiscie pierwsze polecialam do ustepu, drugie przebralam sie w suche ciuchy, trzecie zajelam sie torba i ksiazkami by stwierdzic ze zadna z wypozyczonych nie jest ciekawa, nie bede ich czytac, czyli znow jestem bez ksiazki i musze jechac do biblioteki. Ale tym razem napewno nie wybiore sie w deszczowy i burzliwy dzien a takze upewnie sie ze torebka jedzie ze mna.
Za ten czas w domu robilo sie coraz jasniej i weselej wiec patrze na zewnatrz co nowego sie dzieje a to pogoda sie zmienila - deszcz ustal, niebo zrobilo sie czyste i niebieskie i nawet slonce wyjrzalo! Teraz gdy jestem w domu....czyli lalo i straszylo dokladnie tyle ile bylam na trasie.
Boszszsz... zeby to nie bylo takie dramatyczne, to byloby nawet smieszne. Ja pewnie jeszcze dodatkowo umieralabym ze strachu, zeby ktos nie zwinal mi tej bezpansko lezacej torebki z dokumentami, pieniedzmi i... ?kluczami do domu? Bardzo Ci wspolczuje tych przygod i obys sie nie przeziebila od tego zmoczenia. No i jeszcze musisz od nowa jechac te ksiazki wypozyczac.
OdpowiedzUsuńCzesc - torebka nie lezala sobie bezpansko, caly czas byla na kuble w garazu a jego drzwi spuszczone. Moze powinnam od razu zaznaczyc ze nasze kubly trzyma sie w garazach, nie na zewnatrz ale zdawalo mi sie ze przez tekst przewijala sie taka informacja - niemniej dopisalam wyjasnienie. Co narazie ani sladu przeziebienia a za troske dziekuje.
UsuńTak, znow musze jechac po ksiazki :(
Patrzac na to pozytywnie to przynajmniej mam powod do jazdy, do aktywnosci. Milego wieczora zycze.
Czyli nie jestes tak mocno zwiazana z torebka jak ja, bez torebki czuje sie jak bez reki.
OdpowiedzUsuńAle okulary do czytania to zapominam, niby mam dwie pary, ale wazne jest zeby jedne byly w sypialni a drugie w pokoju z kanapa i regalami z ksiazkami, jak wybywam z domu musze pamietac zeby wziac okulary i bywa niestety ze zapominam, zakupy robie czesto z kolezanka, wiec ona sprawdza mi daty waznosci produktow, a jak jestem sama to zaczepiam kogo popadnie zeby mi sprawdzil.
A przygode mialas do nie pozazdroszczenia, szczegolnie ten deszcz, nie lubie jezdzic jak jest ulewa i zmoknac, siedziec w mokrych ubraniach tym bardziej, zaraz kicham, mam katar i martwie sie ze bedzie gorzej, wtedy marze o goracej, ziolowej herbacie, no i suchym ubraniu.
Widzisz - gdybym byla na piechote to pewnie od razu bym sie zorientowala ze czegos mi brakuje ale skoro bylam autem to zarazem pewna ze ja juz polozylam na fotelu pasazera jak zawsze. Cale zajscie zaczelo sie od tego ze do garazu weszlam z ta torebka i dwoma duzymi torbam i chcialam sie ich szybko pozbyc - a zamiast rzucic ja do auta polozylam na kuble. Nie zapominam okularow , moze przez to wlasnie ze nigdy, az do tego opisanego razu, nie zapominam torebki.
OdpowiedzUsuńJa tez nie lubie jezdzic w deszczu a ten byl nadzwyczajny. Jak napisalam ludzie przeczekiwali na poboczach, ulicami plynely rzeki. Nasze poludnie mialo pare dni takiej pogody i w paru miejscach naprawde niebezpieczna - zginelo 5 osob. My mielismy i tak lekko bo w sumie tylko bardzo mokro.
A zebys wiedziala ze gdy sie przebralam to zrobilam sobie goraca herbate!!!! U nas, w maju, goraca herbata? Ale musialam bo bylam skostniala.
Tak, masz racje, jest calkiem inaczej jak idziesz i torebka na ramieniu albo w reku, od razu wiesz czy masz czy nie masz. Tak, zajeta bylas pakowaniem ksiazek i najgorzej wtedy polozyc torebke tam gdzie nie trzeba, tez bym mogla zapomniec. Najwazniejsze ze wszystko dobrze sie skonczylo, wtedy nawet mozna poczuc satysfakcje ze zdalo sie egzamin z trudnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńWczoraj zepsulam sobie plecy, nie moge sie ruszac :(((((((
OdpowiedzUsuńOjej, wspolczuje, "nie moge sie ruszac" brzmi strasznie!
UsuńMam problem z kregoslupem i kolanami a wydaje sie ze z kim rozmawiam to ma podobnie, jakby kosci pierwsze dawaly znak ze starosc nie radosc. Bardzo pomocne sa gorace kapiele jacuzzi.
UsuńNo to miałaś kochana nerwy, że aż hej. No i całe szczęście, że ten pojemnik stał w garażu, a nie przed garażem., bo by Ci wypłukało zawartość torebki;) A ja kiedyś zgubiłam torebkę we.....własnym samochodzie. Nauczona tym, że w Warszawie w pewnym czasie okradano samochody stojące pod światłami na skrzyżowaniu, nie trzymałam torebki z przodu, na siedzeniu obok kierowcy, ale na tylnym siedzeniu, bo miałam z tyłu zamknięte drzwi. Pozałatwiałam wszystko co trzeba, zajechałam pod dom, wysiadam, otwieram tylne drzwi i.....nie ma mojej torebki. Szukam na podłodze, pod fotelami, sprawdzam, czy aby nie oślepłam, ale torebki nadał nie ma.No a w torebce wszak klucze do mieszkania. Klnę jak szewc i usiłuję odtworzyć kiedy ją miałam ostatni raz w ręce.Usiadłam na tylnej kanapie, za fotelem kierowcy i wtedy odkryłam, że ukochany mąż usunął lewy podłokietnik kanapy i moja torebka tam się znalazła, jako że była mała i wąska wpadła głęboko pomiędzy kanapę a bok samochodu. Wparowałam do domu i opietruszyłam męża, że przez niego się tak cholernie wystraszyłam że zgubiłam torebkę wraz z zawartością.
OdpowiedzUsuńJeżdżenie w ulewnym deszczu, gdy wycieraczki nie nadążają miłe nie jest, bezpieczne też nie za bardzo.
Mnie tez sie zdarza ze cos "zagubie" a pozniej okazuje sie ze to nie ja, ze ktos mi przestawil. Nie dziwie sie ze bylas w poplochu bo przeciez nielatwo zgubic torebke w samochodzie.
OdpowiedzUsuńPrzy tej okazji wspomne ze nienawidze gdy ktos uzywa moj samochod bo to wiaze sie z przestawianiem lusterek i foteli a pozniej musze sie ciezko napracowac by poprzestawiac spowrotem na tak jak bylo, skoordynowac lusterka z fotelami. Smiesznie jest gdy daje samochod mechanikowi przy okresowym przegladzie - on sie dziwi jak ja sie wslizguje w ta mala szpare miedzy kierownica a fotelem a ja sie dziwie jak mozna siedziec i kierowac bedac tak daleko od kierownicy .
Pamietasz jak swego czasu pracowalam jako opiekunka dwoch dziwczat? Ich ojciec mial Porsche ktory mial pamiec ustawien na dwie osoby, dwoch roznych kierowcow - mial zaprogramowane dla siebie i zony a zmienialo sie jednym przyciskiem - zazdroscilam mu tego i mysle ze kazdy samochod to powinien miec.
Wracajac do tematu - pozniej jak ochlonelam z przygody to pomyslalam ze moja torebka miala sie przez ten czas lepiej niz ja - sucho, cieplo, nie chcialo sie jej sikac, byla bez stresu.
Mocno pozdrawiam.