7 sierpnia 2019

O POTWORZE W POMIDORACH

     Nie, to nie przepis nowej potrawy, to opis tego jak to trzy dni temu wykrylam potwora w doniczkowych pomidorach i jak mnie wystraszyl :)
Hodowanie pomidorow nie jest mi obce bo w poprzednim domu i ogrodzie mialam ich cala grzadke i bardzo obfite plony - jednego roku 212 sztuk z szesciu krzewow. 
W tym domu nie sieje ani pietruszki, ani koperku ani szczawiu bo....nie gotuje wiec nie potrzebuje - ale cos mi odbilo, podobnie jak z niepaleniem, i posadzilam w dwoch doniczkach po krzaczku pomidora. Nie te koktajlowe z ktorych nic nie ma i tylko sluza okazyjnie , ale dorosle , regularne pomidory. W dodatku na raty bo kupilam i posadzilam jednego, w mniejszej doniczce, a pozniej moj Lokator dokupil drugiego i ten poszedl do wiekszej donicy. Byly roznych gatunkow ale oba hybrydy, zaprogramowane na upaly i malo wody, odporne na choroby.
     Jako hybrydy i bedace w odpowiednim klimacie zaczely rosnac jak na drozdzach, po niedlugim czasie kwitnac ( dopiero poniewczasie wyczytalam ze mozna ich kwiaty laskotac by zapylic i tym sposobem dostac wiecej pomidorow) ale i tak widac bylo ze bedziemy miec ich sporo.
Po jakims czasie zaczely sie pokazywac pomidory i w oczach rosnac. Wtedy mozna bylo policzyc i wyszlo ze mniejszy krzew da 7 a wiekszy 13 -  zupelnie niezle.
    Gdy tylko dwa zrobily sie jako tako rozowe to zaczely je dziubac ptaki. Na leb na szyje pojechalam kupic siatke ochronna i oba krzewy zabezpieczylam przed nimi. 
Tal calosc wygladala juz po tym osiatkowaniu :



A gdy zrobily sie zupelnie dojrzale i jadalne Serpentynka miala prawdziwa uczte kosztujac swoj "wyrob" - ten na zdjeciu pochodzi z wiekszego krzewu - super smaczny a takze pachnacy autentycznym pomidorem. 



Z poczatku mialam gotowego pomidora co trzy dni ale to sie zmienilo, nagle wszystkie naraz zaczely dojrzewac, rozowic sie, czerwienic, powiekszac - i obecnie codziennie mam swiezego do sniadania. Te inne sa rowniez niemal gotowe ale mi nie potrzebne poza jednym dziennie - bo nie gotuje, jem dwa razy dziennie - a moi, slyszac opowiesci o pomidorach i widzac zdjecia sa zazdrosni i zaluja ze ich tu nie ma by pomoc zjesc. Najbardziej Lokator bo wedlug prawa wiekszy krzew jego :)
Przypominam ze Lokator przebywa w Kentucky gdzie pracuje. 
    Wiec tak sobie wspolzyjemy - ja, pomidory, sniadania - az do przedwczoraj rano.
    Jak zwykle przy okazji sypania karmy chipmunkom, punktualnie 6:45 bo inaczej by czekaly i dawaly mi brzydkie spojrzenie za spoznienie sie, poszlam sprawdzic pomidory, jak rosna, jak wygladaja, zerwac dojrzalego do sniadania, spokojna ze od czasu osiatkowania nic ich nie dziubie - a tu masz, jeden z pomidorow obgryziony !!!!!!!


To nie byla dziura jak po ptakach tylko wyrazne obgryzienie wiec w pierwszym momencie obwinilam chipmunki ale zaraz przeprosilam bo uprzytomnilo mi sie ze doniczki naprawde byly szczelnie obkrecone siatka a przedewszystkim chipmunki nie jedza pomidorow. 
Tego obgryzionego zerwalam i w koncu wyrzucilam z bolem serca bo nie wiedzac co go obgryzlo (moze szczur?) brzydzilam sie go zjesc.

Zaczelam pomidora ogladac, wlasciwie siatke chcac wypatrzec ktoredy szkodnik sie don dostal i patrze, patrze i co widze na lodydze - POTWORA ! A tak sie zlal z lodyga ze ledwie zauwazylam , moze przez to ze sie poruszyl. 



Tak sie uczepil lodygi ze ledwo dalam rade odczepic by przestudiowac potwora i zrobic mu zdjecia. Wyobrazcie sobie ze co mnie uderzylo to wielkosc - nigdy tak duzej gasienicy nie widzialam, a takze tak grubej - no ale skoro potrafila zjesc tyle pomidora to coz dziwnego :)
Strasznie mi sie w palcach wywijala, przeginala wyraznie chcac siegnac paszcza za palec i ugryzc mnie. Balam sie gada, moze bardziej faktu ze nie znajac go pomyslam ze moze miec jakies trujace toksyny w zebach bo pewnie jakis zeby ma skoro gryzie pomidory.

Ta czarna kropka na jej glowie to paszcza, teraz malutka
 ale jak ja otworzyla to.....na cala paszcze, az strach!
    
Ulozylam ja na plasko by porownac rozmiarem do malego palca i rzeczywiscie byla lekko dluzsza i napewno grubsza. Gdy tak lezala na pecach widac bylo jej nogi.


Miala rowniez ogon - kolec, czerwonego koloru :



Prawde mowiac byla bardzo ladna - mily odcien zielonego, na grzecie paski-luski bialego koloru z czarnymi kropeczkami po bokach, te luski potrafila nastroszyc gdy ja trzymalam w palcach podobnie jak zwierzata nastroszaja siersc a kolec byl czerwonego koloru - calosc zgrana i misterna. 
Narobilam jej zdjec i niestety ale rozdreptalam by zabic wiedzac ze szkodnik - i bylo mi przykro z tego powodu.
 Pozniej rozeslalam zdjecia do moich by od Kasi otrzymac liknk do informacjo o potworze :
potwor nazywa sie HORNWORM czyli rogata gasienica. Wystepuje w dwoch rodzajach - tytoniowym i pomidorowym a wygladaja bardzo podobnie. Jesli dziwil mnie rozmiar mojej to podam ze pisalo iz czesto moga osiagac rozmiar 12 cm ! 
 No i przedewszystkim w tej gasienicznej postaci ogromny szkodnik zracy tyton i pomidory w szalonym tepie. I ze niestety najlepsza metoda pozbycia sie jest to co zrobilam - znalesc i zabic bo opryskiwanie rosliny jest niebezpieczne jako ze tyczy czegos do spozywania. 
A po okresie kokonowania i wyklucia sie z potwora powstaje taka cma :


  Obecnie mam wiecej porannych zajec bo doszlo mi wypatrywanie potworow :) - nie znalazlam wiecej, narazie byl tylko ten jeden.
 A Lokator liczac ze na przyszly rok bedzie pracowal na miejscu zapowiada mi ze zrobi pomidorowa grzadke, ze wykopie i uksztaltuje i bedzie sie nia opiekowal bo tez chce jesc pachnace, ogrodkowe pomidory a nie tylko podziwiac ich zdjecia.
 Wiec tyle sobie narobilam "swietnym" pomyslem.

A corka przysyla mi tu jakies kocie meble i rzeczy by byly na miejscu gdy wszyscy troje przyjada na swieta - i dziwic sie sklepom skoro ona tez swiateczne przygotowania zaczyna w sierpniu?

11 komentarzy:

  1. Coś takiego, tylko dwa krzaczki i zaraz znalazła się amatorka na pyszne pomidorki. Słyszałam o tych gasienicach ale widzę po raz pierwszy. Ja do ręki nie wzięła bym tego stworzenia bo czuję wstręt do wszystkiego co pelza. No to pozostałe owoce już bezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja Elżbieta M. I znów ta Zosia. I już chyba tak zostanie. Serdeczne pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesc Elzbieto - Zosiu. Faktycznie uczepilo Ci sie ale tak naprawde niczemu nie przeszkadza, pod kazdym imieniem chetnie Cie powitam i poczytam.
    Ja tez sie brzydze wielu stworzen a najbardziej ptakow. Mam ptasia fobie i nic na tonie poradze. Ale inne tez sa dla mie okropnymi - szczury, weze. Ta gasienica niby obrzydliwa nie byla, wrecz ladna ale balam sie czy nie ma w paszczy jakichs toksyn.
    Gdy pozniej o niej czytalam na internecie to wlasnie pisali ze tak szybko i duzo je ze jeden krzak to byloby malo na jeden dzien. Przypomina mi to stonke albo szarancze.
    Mialam szczescie - a ona nieszczescie - ze zauwazylam niemal na poczatku jej wprowadzenia sie na moje pomidory, a teraz ile razy przy nich jestem to dokladnie ogladam. A pomidorow ubywa bo codziennie jem jednego, reszte trzymam na oknie i co dojrzewa to jeszcze na krzaczkach. Na tym mniejszym zostal tylko jeden. Mowiec Ci, Elzbieto, sa niezmiernie smaczne - potwierdzam ze ogrodowe a sklepowe to duza roznica.
    Moze zauwazylas w tekscie gdy napisalam ze wiele lat temu, w innym domu i ogrodzie, z szesciu krzaczkow mielismy 212 pomidorow? Rosly na grzadce wiec to napewno pomoglo w obfitym plonie ale i tak wzbudzilo podziw nasz i sasiadow.
    Mocno pozdrawiam, Elzbieto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju, jaka ładna i jaka wredna!!!Jeszce nigdy takiej wrednoty nie widziałam w naturze! Za to pamiętam z nadmorskiego sosnowego lasu "pociągi" uformowane z włochatych gąsienic- to były naprawdę długie "pociągi". Wszystkie gąsienice są szkodnikami, niestety. Ale powiem Ci, że ta ćma to nawet ładna jest, tyle tylko, że za ćmami też nie przepadam. I za czarnymi, "bezdomkowymi" ślimakami, które też były nad Bałtykiem. Tyle tylko, że te włochate gąsienice były w sosnowym lesie a te ślimaki w lesie liściastym.
    A wiesz, - bardzo lubię zapach pomidorów, a tak dokładnie zapach liści pomidorowych.
    No wiesz, pomidory "prosto z krzaka" a takie ze sklepu to rzecz nieporównywalna- zawsze te świeże z krzaka są lepsze.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakiejs duzej inwazji szkodnikow nigdy nie widzialam, najwyzej kilka naraz, ale sadzac po obgryzionym pomodorze pojedyncza gasienica - to duza ich ilosc zrobilaby mi wielkie szkody w plonach.
    Anabell - naprawde bylo mi przykro zabic ja ale nie bylo wyjscia.
    Przy tej calej pomodorowej przygodzie nauczylam czegos - ze istnieja potwory lubiace pomidory.
    Wzajemnie duzo serdecznosci zasylam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki przypadek, Wiesz, nam ostatnio takie zielone robale zazarly rzodkiewke, po prostu "opedzlowaly " wszystkie liscie, a bylo ich kilkanascie w malej doniczce.
    W reke bym ich nie wziela, fuj. Podziwiam Twja dokumentacje pozeracza pomidorow:))

    Hodowle pomidorow mam juz za soba, mnostwo lisci(ktorych zapach jest faktycznie bardzo intensywny, super) Od kilku lat mam zaprzyjazniony stragan, gdzie sprzedaja "domowe" pomidory i ogorki i tam się zaopatruje.

    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubie rzodkiewke wiec wyobrazam sobie Twa zlosc gdy odkrylas potwory ktore ja zjadly.
    Ja tez sie brzydze gasienic i innych stworzen ale ta musialam odczepic od lodygi a pozniej trzymac w palcach by sfotografowac bo od razu mi sie narzucil pomysl zrobienia postu z tej okazji. Poza tym fakt ze mialam ja w palcach pomogl mi zauwazyc szczegoly.
    My tutaj tez mamy takie stragany i dawniej korzystalam ale teraz juz nie - Lokator pracuje w Kentucky wiec ja nie gotuje choc i gdy byl w domu to gotowalam od swieta i gosci. Niby akurat to o czym mowimy niekoniecznie sluzy jako obiad a takze skoro jestem sama tak malo potrzebuje zywnosci ze nie oplaca mi sie korzystac ze straganow. Mamy tutaj w srodmiesciu farmerski targ i tam dawniej kupowalam ogorki do kiszenia ale czasem bywalo ze ogorki mieli a nikt nie mial kopreku wiec musialam rezygnowac z kiszenia.
    Pomalu przestalo byc zwyczajem i teraz ani o tym mysle.
    Lokator wciaz teskni za polskimi produktami i obiadami a ja wogole - wlasciwie moze bym zjadla ale nie chce mi sie gotowac i to mnie nauczylo nie miec zachcianek :)
    Ja Ciebie tez pozdrawiam, trzymaj sie zdrowo.

    OdpowiedzUsuń
  8. I ja coraz mniej tesknie za polskimi produktami, chociaz u nas jest ich pod dostatkiem. Wszystko jakies takie bez z smaku, albo ja stracilam smak. Mało gotuje a jesli juz, to jakies takie szybkie dania. Jeszcze do niedawna lubilam ostre potrawy, a teraz wszystko jakies za ostre dla mnie, nawt p. ktory nie przepadal za ostrosciami teraz mowi, ze malo przyprawiam.

    Małgos, wielki smutek u naszej Anabell, jakis taki ryczacy dzien mam. Chociaz nigdy nie spotkałysmy sie z Ania osobiscie, jest mi bardzo bliska. Pamietasz nasza rozmowe na Skype z Ania, kiedy bylam u Ciebie. Ech, życie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Duzo sie zywie w restauracjach a chodze do tych samych kilkunastu wiec na przestrzeni lat dobrze poznalam ich kuchnie - i wszedzie widze ze jakos poszla w dol. Niby to samo bo musza sie trzymac receptur ale widac ze kucharz nie dopiescil jak nalezy. Nie mysle ze to moje podniebienie sie zmienilo bo Lokator odczuwa tak samo. On mnie drazni opowiadaniami o restauracjach w Kentucky bo jak wiesz mozna tam i wszedzie spotkac te same - ze smaczniej gotuja a dostaje takie porcje "farmerskie" ze czesto musi czesc zostawiac niedojedzona. Czyli gdzies potrafia. Ja juz tez nie gotuje poza momentami gdy mam gosci. Mam juz tyle rzeczy w nosie.....
    O tak, i ja wspominajac to i owo pomyslalam jak to podczas wizyty odwiedzilysmy Anabell. Okropne co sie stalo bo przeciez ona i jej maz to nasza blogowa rodzina. Tez moj wczorajszy dzien minal smutno i ponuro.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pomidory wspaniałe ale ta larwa!! wielgachna!

    OdpowiedzUsuń
  11. W dodatku strasznie gruba! I gdy otworzyla paszcze to bylo dobrze widac jaka potrafi byc duza!
    Dziekuje, Ami.

    OdpowiedzUsuń