30 kwietnia 2019

ALE SIE WKURZYLAM !

     Na lunch poszlam do restauracji o nazwie Chicken Fil A czyli serwujacej potrawy z kurczaka. Tania i popularna bo szybka, co dla tych ktorzy maja wolna godzine na posilek to wspaniale miejsce, a obsluga niezmiernie uprzejma i wciaz powtarzajaca "my pleasure", takie polskie z przyjemnoscia.
Zamowilam co chcialam juz slyszac ze trzy my pleasure, pozniej przyniosla mi zamowienie kelnerka ktora tez powiedziala swoje trzy my pleasure i czy czegos nie potrzebuje? Gdy jadlam to kazdy przechodzacy kelner pytal czy wszystko w porzadku? I dobrze, ladnie ze dbaja o klienta, ale po pierwsze juz mi bylo tego za duzo a po drugie gdy jem w restauracji sama to rownoczesnie czytam ksiazke i te nieustanne nagabywania mi przeszkadzaja. 
     Skonczylam kanapke i jakos wpadla mi w oko paniusia z lodami. Mysle sobie: czemu nie? ja tez jestem czlowiek. Wybralam sie wiec do kontuaru by zamowic lody zabierajac ze soba odpadki po kanapce. Stoje z nimi przy pojemniku na odpadki bo on ma sensor ruchu i jesli tyle co uzyl kto inny to musi sie chwile poczekac zeby mu sie pokrywa otworzyla - podobno 6 sekund. Mimo tak krotkiego czasu czekania juz pojawil sie mlodzieniec , kelner i mowi zebym mu te odpadki dala, ze on to za mnie zrobi. W dodatku z przyjemnoscia. Wiec dalam chociaz naprawde tyle to jeszcze w mym wieku potrafie. Ruszylam do kontuaru a on mnie wola - seniora - bo to byl meksykanski mlodzieniec - po co idziesz? co jeszcze potrzebujesz to ja przyniose i zrobie to z przyjemnoscia?Mowie wiec ze lody a on ze przyniesie, zebym sobie siadla. Wiec wrocilam do stolika a on jeszcze raz mnie wola - seniora, przepraszam ze zapytam ale czy ty jestes emerytka? Tak, jestem. Pytam bo emeryci dostaja lody gratis. Zaraz przyniose, z przyjemnoscia.  
Wiec siadlam i czekam i gotuje sie we mnie :
 bo ja naprawde jestem jeszcze sprawna, aktywna, zaradna, nie wymagajaca pomocy czy wyreki, no chyba ze przy wyrywaniu debow. Moze widac po mnie wiek ale niech nikogo to nie myli - jeszcze potrafie niejedno. Obrabiam bezblednie duzy dom i ogrod i przez dzien robie tyle ze niejeden nie zrobi za tydzien. Nie potrzebuje wyreki w prostych zajeciach - zamiast mi to pomoc to robi przykrosc i dobija!!!!   My starsi i slabsi, jesli i gdy potrzebujemy to poprosimy. I nikt mnie musi przekupywac czy podlizywac sie darmowymi lodami !
Tak sobie rozmyslalam gdy to z zamyslenia wyrwal mnie chlopak bo przyniosl lody - z przyjemnoscia.
Zjadlam i zebralam sie do odejscia, juz bylam przy drzwiach a one strasznie ciezkie i tu akurat jedno jedyne kiedy chlopak mogloby mi sluzyc pomoca to go nie.......  a tu slysze - niech sie seniora nie meczy, ja otworze z przyjemnoscia.
Wiec tym sobie wymazal wszystko co wczesniej o nim myslalam - ze za duzo, za slodko, niepotrzebnie, przesadnie. 
Jednak nadal bede twierdzic ze slodkosc i nachalnosc jest meczaca. 
     Tak mnie calosc napawala przykroscia i refleksjami, to ze mnie traktuja jak staruche, ze z frustracji weszlam do sklepu Home Depot bo juz chwile chodzi za mna ochota by do pokoju slonecznego kupic kwiatek o nazwie parasol - fachowo nazywa sie schefflera. Sa to doniczkowe rosliny a u corki, na Florydzie rosna zewnatrz i maja rozmiar drzewa. Tam wszystkie redodendrony czy inne fikusy maja rozmiar drzew. Ale nie mieli i juz pomyslalam ze musze zrobic czego nie chcialam - kupic online a tam sprzedaja dosc mlode wiec niskie okazy i trzeba dlugo czekac by urosly. Nagle patrze - maja cos podobnego tyle ze w formie bonsai wiec mniaturowe. Ale sama roslina jest identyczna. Nie potrzebuje bonsai, wcale sie w nich nie kocham ale ta nazywa sie Money Tree czyli Drzewko Pieniezne wiec jak moglam ominac i nie kupic? Nie udaje mi sie wygrac na loterii wiec moze wyhoduje dolary na drzewku?
Wiec kupilam a zdjecie drzewka poslalam wszystkim moim  - niech oni sobie tez kupia i zobaczymy komu wiecej wyrosnie dolarow, kto bedzie mial wiekszy plon?








Wczoraj udalo mi sie znalesc miejsce gdzie maja wieksze okazy tej rosliny, w sam raz odpowiedni do pokoju ale cena nie powiem, dosc slona bo 80 $.
 Mowia ze w zaleznosci od sezonu i popytu okazy moga sie roznic rozmiarem czy wygladem wiec przed ostatecznym zakonczeniem transakcji przysla zdjecie do zaakceptowania. Podoba mi sie taki sposob zalatwienia sprawy bo daje mi pewnosc ze nie kupie kota w worku - zalatwie to dzisiaj.
Rowniez wczoraj (wyglada ze wczorajszy dzien obfitowal w przyjemnosci) gdy wietrzylam glowna sypialnie to widok przez okno zupelnie mi sie spodobal i sfotografowalam go. 



 Slowo harcerki ze juz koncze pisac i pokazywac kota, rosliny, kwiotki - no , jeszcze tylko pochwale sie tym nowym co dzis zamowie ale to bedzie ostatni raz.






12 komentarzy:

  1. Moja "cioteczna" bratowa hodowała u siebie namiętnie szeflery. Jak twierdziła, są to roślinki bardzo kapryśne, nie lubią być przestawiane lub nawet tylko obracane.
    Widok z okna masz pierwszorzędny- pozazdrościć. Za jakiś tydzień mój widok z okna to będą same liście drzew.
    Ja już się przyzwyczaiłam, że mi w komunikacji co wrażliwsi ustępują miejsce siedzące. Tyle tylko, że teraz to dziękuję i odmawiam, bo trudniej mi z miejsca wstawać po tej kontuzji.
    A tak ogólnie zgadzam się z Tobą- nadmierna uprzejmość chwilami wychodzi człowiekowi nosem i uszami.Stałe potyczki w tym temacie- A. stoi przede mną i otwiera z klucza drzwi mieszkania i wtedy cofa się, więc ja też się muszę cofnąć, żeby mnie nie zdeptał, więc się złoszczę,że nie wchodzi pierwszy skoro te drzwi on otwiera.
    Pieniążkowe drzewko też ładne, chociaż faktycznie dość kosztowne. No ale wiadomo- chcesz coś zyskać to musisz inwestować;))))
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm - a w tutejszych informacjach o tej roslinie a czytalam pewnie w trzech roznych, pisza ze jest latwa do hodowli - byle nie utopic podlewaniem i chociaz lubi swiatlo to nie trzymac w pelnym sloncu (bedec na Florydzie widze je w pelnym sloncu no ale moze to inne hybrydy przystosowane do slonca). Kiedys, kiedys mialam takie ale umarlo i za chiny ludowe nie moge sobie przypomniec czym go zabilam.
    Moj dom ma okna z kazdej strony wiec mam ich kilka roznych - dziekuje za komplement. Jest przyjemnie mieszkac w zieleni i z mozliwoscia pojscia do ogrodu by czytac. Nawet ubierac sie nie trzeba jak wtedy gdy sie idzie do np parku.
    Hihi - tak mi wszyscy mowili - ze drzewko pieniezne bo trzeba bylo wydac by kupic. Masz racje - zeby cos miec to trzeba zainwestowac :)
    Niech sie smieja - mina im zrzednie gdy obrodzi:) Ono kosztowalo 28 $, rozsadna cena, ale to duze co chce zamowic kosztuje 80.
    To pieniazkowe to przypadek ze kupilam bo nie przepadam za bonsai. Mam gardenie bonsai i nie przycieta wiec wyglada okropnie ale ma pelno paczkow wiec nie uksztaltuje jej az po przekwitnieciu. Z nimi wlasnie ten problem ze trzeba wciaz ksztaltowac. Ta pieniazkowa wyglada ze nie za bardzo potrzebuje przycinania wiec jest ok.
    Mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tez to drzewko. Tutaj nazywa sie Pachira lub Glückskastanie(kasztan szczescia). Nie jest to roslina wymagajaca. Tak jak piszesz nie lub pelnego slonca i za duzo wody. Tutaj mozna je tez kupic ze splecionymi lodygami. Mam od dwoch lat i nie mialam do tej pory zadnych klopotow. Chyba tylko to, ze niestety pieniedzy jeszcze na nim nie bylo. Moze w przyszlym roku pojawia sie euro.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogolnie to nie mam zielonego kciuka do roslin, to co u innych jest piekne i bujne to u mnie wymaga wielkiej pielegnacji z niklymi rezultatami. Moja corka jeszcze gorsza pod tym wzgledem i wciaz stare wyrzuca i kupuje swieze.
      Nie wszystkie lubie, niektorych rodzajow to nigdy nie kupuje i nie chcialabym miec w domu.
      Dobrym przykladem sa kaktusy - nie maja one dla mnie ani urody ani wdzieku i robia wrazenie czegos niezywego, nieruchomego, sztucznego. Podziwiam ksztalt niektorych ale to wszystko.
      Kiedys bede sie przenosic w mniejsze miejsce wiec nie zabiore ze soba ale tutaj latwo sie pozbyc nadmiaru bo sa sklepy z drugiej reki albo mozna polozyc przy ulicy i ktos sobie zabierze.
      Chyba ze ten pieniezny obrodzi to go zatrzymam :)

      Usuń
  4. Mnie to pachnie takim zaglaskiwaniem kota na smierc i raczej nie ma zwiazku z Twoim wiekiem. Mysle, ze tak im kazano podczas przyjmowania do pracy, ze maja wszystko "z przyjemnoscia", wiec zeby sie wykazac, robia to przesadnie. I masz racje, to wyjatkowo denerwujace, bo co za duzo, to niezdrowo. Na Twoim miejscu napisalabym na ich stronie internetowej opinie, moze sie dostosuja.
    Kwiatki sa naprawde drogie, ja wczoraj za kilka pelargonii, hortensje i skrzydlokwiat zaplacilam ponad 50 euro, a takie dobrze wyrosniete rosliny pokojowe to wydatek rzedu kilkadziesiat do kilkuset nawet euro. Nie pozostaje nic innego, jak kupic mlodsze, mniejsze i tansze, po czym uzbroic sie w cierpliwosc na lata i hodowac samemu. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to nawet nie chce myslec ile rocznie wydaje na moje grzadki a przeciez sadzilismy duze krzewy tez i jodelki i co kto chce, plus ciagle trzeba nowa kore. Nawet gdy kupuje bratki co kosztuja moze 3$ za sztuke a potrzebuje 120 - 150 sie usklada. A sa tylko czescia potrzeb. W tym roku mialo byc minimum i rozsadnie ale gdzie tam........
    Pantero - ta miodowa grzecznosc to przynajmniej okazyjna gdy jestem w tej restauracji a wiesz ze sa tacy mezowie/zony? i partnerzy? To dopiero moze zabic milosc i znajomosc. Jakby mi sie trafil taki chlopak to skonczylabym z nim po pierwszej randce.
    Za to w innej restauracji, a ona prowadzona przez samych meksykanow, to tez jest grzecznie i usluznie ale ....niemo. Bo sie nauczyli ze czytam i nie lubie by mi przeszkadzali. Wiec na poczatku pytaja - to samo co zawsze? i wlasciwie to cala rozmowa miedzy nami. Nawet jak widza ze potrzebuje wiecej salsy czy wody to przynosza bez slowa, podstawiaja i odchodza a ja za moment dopiero widze ze mam swieze. Poloze karte gdy czas placic i ona znika a za chwile sie ukazuje z rachunkiem - bez slowa. Odchodze to dziekuje, zostawiam posprzatane i dobry napiwek i chwala mnie ze ze mna najmniej klopotu.
    Wiec te dwa miejsca zupelnie do siebie niepodobne a wole to nieme.
    Zamowilam sobie ten duzy kwiat, ciekawam czy bedzie wartal ceny i czy tym razem bede go umiala utrzymac. Masz racje ze najtaniej wyhodowac od mlodego ale wiaze sie to z przesadzaniem a to najbardziej stresuje rosliny.
    Zycze pieknego, kolorowego balkonu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hi hi i znowu sie zdziwilam. Bo za Money Tree w UK uwaza sie tzw. drzewko szczescia , czyli po polsku grubosz! A u was to maly kasztanowiec...zeby nie powiedziec , ze przypomina mi calkiem co innego:))

    A z ta restauracja to kino - nie wiem czy za ktoryms razem nie odpowiedzialabym im : but not mine!:)
    Takie nadskakiwanie doprowadza mnie do szalu...
    W ogole nie lubie jak sprzedawca w sklepie chodzi za mna i na sile dopytuje czy pomoc. Za to jak faktycznie mam pytanie, to zadnego na horyzoncie nie uswiadczysz.

    Na roslinki mozna wydac fortune, czasem naprawde ciezko sie powstrzymac. Masz piekny ogrod Serpentyno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie umowne rzeczy, Kitty - u nas jest tak, u was inaczej.
      Ameryka nauczyla mnie zeby sie nie dziwic zwyczajom i tradycjom bo kazda nacja ma swoje a nawet kazdy stan. Przeciez i Ty na codzien i w podrozach spotykasz sie z roznorodnoscia przekonan i zwyczajow. A u mnie tyle narodowosci, doslownie z calego swiata i chociaz znam zaledwie drobna czesc to wiem ze roznimy sie takimi drobnymi wierzeniami.
      Ja tez nie lubie nachalnych sklepowych, zreszta zdarza sie ze czasem wejde do sklepu by popatrzec a bez zamiaru kupna. Ale szczerze wtedy mowie ze dziekuje za pomoc, ze tylko patrze i odczepiaja sie.
      Moje grzadki maja faktycznie sporo roznorakich roslin wiec istnieje na nich cala gama rodzajow i odcieni. Dziekuje Kitty.

      Usuń
  7. Tez nie lubie takiego nadmiaru grzecznosci, ale juz sie pogodzilam i dzielnie wytrzymuje.
    Jak ja bardzo nie lubilam, na poczatku po przyjechaniu, tego 'How are you?' ciagle i wszedzie, no ale przyzwyczailam sie, wychowali mnie i teraz sama co rusz wolam 'how are you?'

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam podobnie - dzielnie znosze.
    Akurat "How are you" mnie nie denerwuje bo ladnie jest sie do kogos odezwac i musza byc do tego jakies slowa, jakis zwrot. Np spotykam sasiadke i co ? Nie odezwe sie? A tak bylo dawniej w Polsce ze znajomi lub sasiedzi mijali sie bez slowa.
    Tak samo podoba mi sie ze z kimkolwiek bym nie miala do czynienia to od zaraz czlowiek swobodnie z ta osoba rozmawia jakby znal dlugi czas i byl bliskim kolega. Nie ma sztywnosci, pan/pani. Nikt sie nie dziwi czy oburza gdy sie wymieni pare slow doslownie w kazej sytuacji. Podobnie jest z usmiechem co czesto inne nacje wytykaja amerykanom - przekonalam sie ze to wcale nie sztuczne i nieszczere bo jesli czlowiek wiedzie zadowolone zycie, zyje w przyzwoitych warunkach to bez przymusu i sztucznosci ma zadowolony wyraz twarzy. Ja sama chodze z dobra mina i nawet usmiechem widdzac dookola podobnych a takze tak piekne i zielone miasto, wiedzac ze gdzie pojde to zalatwie, otrzymam i jeszcze w grzeczny sposob.
    Wiec - How are you, marigold - mam nadzieje ze dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz racje z tym 'How are you' tyle ze ja na poczatku prosto z Polski, mialam takie myslenie ze dlaczego oni na raz chca wiedziec jak ja sie czuje, przeciez na znaja mnie, niepotrzebnie dorabialam do tego cala historie mysleniowa, ale od razu tez zaczelam chodzic na kursy jezykowe i nauczyciel nam zdziwionym dobrze wytlumaczyl to 'How are you'
    A usmiechanie sie pokochalam natychmiast, juz w pierwszych dnia idac ulica w centrum Melbourne, idac z ponurym wyrazem twarzy zostalam zatrzymana przez idace naprzciwko rozesmiane dziewczyny, ktore tak milo zagadaly proszac o usmiech ze nie moglam sie oprzec. Bardzo lubie wzajemne usmiechanie sie ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mialam podobnie - te polskie zwyczaje i sposob bycia przywlekly sie tu ze mna ale na szczescie szybko porzucilam i dostosowalam do reszty - i dobrze mi z tym. Pozniej odwiedzajac Polske i widzac te ponure i powazne twarze momentalnie dostawalam depresji i chcialam wracac do domu czyli USA. Moze obecnie jest w Polsce inaczej, nie wiem bo od lat juz nie odwiedzam ale wtedy tak bylo i wcale nie lubialam Polski odwiedzac. I ja lubie usmiechnietyych ludzi a tak naprawde to nawet nie musi sie miec na twarzy usmiechu , wystarczy lagodny i pogodny wyraz twarzy, radosc w spojrzeniu.

    OdpowiedzUsuń