7 sierpnia 2018

PROTESTUJE!

      Niejedno co widze wzbudza we mnie protest - choc najczesciej tylko wewnetrzny jako ze dobrze wiem iz przyczyny nie moge zmienic.
      Jednym z takich co od dawna i nieustannie wzbudza we mnie bunt i zlosc jest fakt noszenia przez wszelkich "medykow" - lekarzy czy pielegniarki - swych mundurkow, scrubs, w miejscach publicznych. Mozna takich spotkac doslownie wszedzie - sklepach, restauracjach, odbierajacych dzieci ze szkoly( i przytulaja do siebie na przywitanie). Koncza prace i nie zmieniajac uniformu na cywilne ubranie jada na miasto by robic to co maja robic - a wiaze sie to z kontaktem z reszta spoleczenstwa.
      Rozsadek mi mowi ze pracujac w szpitalu, klinice, wykonujac zabiegi, kontaktujac sie z chorymi nie ma sily by uniform nie stal sie siedliskiem germs. Czy bez powodu unikamy osob kichajacych, zasmarkanych, kaszlacych? Czyz nie myjemy owoce i warzywa przed spozyciem? Kto moze unika korzystania z publicznych toalet a jesli to stosuje przerozne wlasnego pomyslu sposoby na unikniecie dotykania sie klamek, kurkow i samej muszli klozetowej. Coraz czesciej w nich urzadzen dzialajacych na zasadzie bezdotykowej ale wciaz nie wszedzie.
     Czasem wpadam na lunch do restauracji gdzie istnieje samoobsluga czyli tace i resztki posilku odnosi sie do kubla na odpadki. Od jakiegos czasu maja inne kubly - takie wlasnie na motion - ich pokrywa otwiera sie bez dotyku majac sensor reagujacy na ruch reki. Podoba mi sie to bo wczesniej doslownie bralo mnie obrzydzenie gdy musialam ja dotknac by otworzyc i zaczelam odchylac przez serwetke. 
     W szpitalach, klinikach lekarze i pielegniarki powinny myc rece pomiedzy pacjentami a wcale tego nie robia. Owszem, chirurg dokladnie umyje rece przed zabiegiem i to tym bardziej swiadczy ze jest z czego i zapobiegnie zainfektowaniu pacjenta. A przeciez ma na nich to co wczesniej "pozbieral" od innych pacjentow i dotykanych przedmiotow. 
     Czyz bez powodu szpitale i kliniki utrzymuja lodowata temperature pomieszczen? Ma to pomoc w nierozwijaniu sie bakterii.
     Ludzie wiedzac o tych faktach i na ogol przestrzegajac zasad prewencyjnych zadziwiaja mnie czyms co widze w poczekalniach lekarskich - czekajac na swa wizyte zabijaja czas przegladajac dostepne magazyny i broszury. Czy nie zdaja sobie sprawy ze byly dotykane, czesto slinione przez dziesiatki innych chorych nie wiadomo na co ludzi? Ze sa siedliskiem bakterii? Mysle ze siedza one nawet w tapicerce foteli i bardziej podoba mi sie gdy taka poczekalnia ma skorzane fotele. A nawet wmawiam sobie i mam nadzieje ze te sa czasem przetarte srodkiem dezynfekcyjnym.
     Bywam czasem u dermatologa gdzie to wiadomo ze pacjenci maja choroby skorne a napewno niektore sa zakazne. I co widze? Czekajac na swa kolejke prawie kazdy ino posadzi tylek we fotelu to juz siega po magazyn i przeglada a gdy kartki nielatwo sie przeracaja to slinia palce by sobie pomoc. Ludzie!!!  - przeciez te czasopisma sa dotykane przez pacjentow majac choroby skorne!!!!
     A tak naprawde to nie ma potrzeby bo tutaj wizyty sa tak ustawione i zaplanowane ze okres czekania to zaledwie pare minut. Wiekszosc patrzy w telefony co w tej sytuacji jest napewno zdrowszym wyjsciem.
Czy wiecie ze TYLKO moj dermatolog jest ubrany w bialy fartuch, to co nazywamy doktorskim, wszyscy inni albo nosza albo te swe typowe scrubs lub codzienne spodnie i koszule? Jednego razu spotkalam go w sklepie  - klanial sie i usmiechal a ja nic bo nie rozpoznalam bez fartucha. 
     Odbieglo mi sie od glownego tematu ale te dygresje wtracilam by poprzec to o czym mialo byc - wciaz jestesmy ostrzegani, uswiadamiani, rynek zalany srodkami dezynfekcyjnymi, a tymczasem nikomu nie przeszkadza to o czym zaczelam - ze pracujacy w szpitalach czy klinikach nie maja obowiazku zmieniac uniformu po pracy. A nawet w czasie lunchu wyskakuja w tym roboczym ubraniu na posilek i wogole chyba nie pomysla ze jedza majac na sobie mrowisko zarazek czy bakterii.   Jeszcze jedno - nie mysle ze piorac te uniformy uzywaja mocniejszych produktow pioracych niz codzienne lub super goracej wody i seperuja od reszty prania.
     Gdy takich widze w restauracji czy sklepie to unikam jak ognia i wcale nie czuje ze jestem przeczulona w tym temacie.  

13 komentarzy:

  1. Nie dajmy sie zwariowac! Podobno na banknotach jest wiecej zarazkow niz w toalecie, a jednak wszyscy biora je do rak i placa, bo jakze inaczej cos kupic. Czlowiek musialby przez cale zycie nie zdejmowac gumowych rekawiczek, a to przeciez nierealne.
    U nas w szpitalach wszedzie wisza pojemniki z plynem dezynfekcyjnym, przy kazdych drzwiach, w kazdej sali, wiec latwo sie wciaz dezynfekowac. Choc, jesli masz sie zarazic, to i tak sie zarazisz, bez wzgledu na to, jak bardzo bedziesz uwazala.

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja - nie dajmy sie zwariowac - ale rowniez badzmy rozwazni. Sam fakt ze szpitale obwieszone plynami dezynfekcyjnymi znaczy ze jest sie z czego dezynfekowac - tyczy to rak a ubran sie nie da. Czy wiesz ze srodki dezynfekcyjne maja opinie malo efektywnych?
    Czyz nie prawdziwym jest powiedzenie ze nigdzie tak latwo nie zlapiesz wirusa jak w szpitalu?
    Oczywiscie ze nie da sie uniknac dotykania, poslugiwania wszystkimi przedmiotami, jak przytoczonymi banknotami, ale mysle ze powinno sie tam gdzie to mozliwe.
    Z czego zrodzila sie to cala idea jednorazowych recznikow, chusteczek, bezdotykowych urzadzen w publicznych miejscach? Wlasnie by zapobiec przenoszeniu sie wszelkich zarazek.
    Nie unikniemy w 100% ale jesli zredukujemy bodaj przez polowe to juz duzo.
    Pantero - naprawde bez zadnych zahamowan ogladalabys magazyn znajdujacy sie w poczekalni dermatologa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpitale zmagaja sie teraz z antybiotykoodpornymi szczepami bakterii, stad wlasnie wszedzie umieszczane sa te pojemniki z plynem dezynfekcyjnym. I jest on bardzo skuteczny, uzywaja go zarowno lekarze, personel, pacjenci i odwiedzajacy. Pachnie jak spirytus, wiec raczej dobrze dezynfekuje.
      Sama nie wiem, czy bym przegladala prase u dermatologa, ja raczej zawsze przegladam telefon.

      Usuń
  3. No to Ci coś powiem- moi wnukowie i niemal wszystkie znajome dzieci moich wnuków hodowane są od małego w sposób, który mnie porażał. Dzieciaki od początku swego istnienia zeżarły tryliony różnych zarazków a dodatkowo od 10 mies.życia były w żłobku, potem w przedszkolu.Dla przedszkolaków nie było złej pogody do zabawy na dworze- mróz, deszcz śnieg, błoto- dzień w dzień zabawy na dworze. Brudne łapska wędrowały do buzi i....oni nigdy nie chorowali! Obaj byli na sztucznym pokarmie, choć to podobno tylko mleko matki daje dzieciom uodpornienie.Młodszy to ma nawet co prawda epizod z astmą oskrzelową, ale nie było to nic zakaznego. Co roku są szczepieni p.grypie i w ogóle szczepieni zgodnie z kalendarzem szczepień dziecięcych obowiązującym tutaj. Odbierałam starszego z basenu całą zimę i przeważnie miał niedosuszoną głowę- gdyby ją suszył to pewnie by był dodatkowe pół godziny, bo dzieciak ma niesamowicie gęste włosy i cholernie ich dużo, a ponieważ te zajęcia były po szkole, to się spieszyliśmy do domu, bo był głodny no i jeszcze miał odrabiać lekcje. A i jeszcze coś - tu nikt nie kąpie niemowląt codziennie, jak w Polsce. Dzieci były kąpane raz na tydzień.
    Najgrozniejsze dla nas są zmutowane szczepy bakterii i wirusów - zmutowane głównie dlatego, że zbyt często stosowano antybiotyki. Owszem- na całym świecie zdarzają się zakażenia wewnątrzszpitalne, wywołane między innymi zmutowanym gronkowcem i to są b. grozne przypadki.
    A teraz jeszcze coś- na wsiach indyjskich był zwyczaj, że świeżo narodzone dziecko kładziono na podłodze w kuchni na golasa- łaziły po nim muchy, przyszedł i pies polizać bo niemowlę było jeszcze w mazi płodowej. I jeśli dziecko przeżyło w tych warunkach 1 dobę, wiadomo było, że sobie poradzi potem z infekcjami.
    Miałam w domu 16,5 roku psa - i choć było to kudłate i niskopienne bo to był jamnik, a ja naprawdę nie myłam rąk po każdym głaskaniu i przytulaniu psa, jakoś żadne z nas nie ucierpiało na zdrowiu.
    Pewna ilość brudu i bakterii jest nam potrzebna po prostu po to, żeby się uodpornić.
    A ciągłe mycie rąk uszkadza chroniący skórę płaszcz lipidowy i bardzo łatwo wtedy złapać jakąś infekcję.
    A tak żeby było zabawniej - do dermatologa przychodzą również chorzy wenerycznie, najczęściej w stadium, którego jeszcze na twarzy nie widać.;)
    Powiedz mi jedno- mając tyle obaw co do czystości- jesz obiady czy też lunche w restauracji?
    Nie masz przecież za grosz gwarancji, że ci co go przygotowywali w kuchni, na zapleczu, robili to w warunkach 100% higieny.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym kapaniem raz na tydzien to lekkie przegiecie. Niedawno przeciez corka rodzila dwojke i o ile pierwsze dwa-trzy dni nie zaleca sie kapieli, zeby maz plodowa wchlonela sie w jak najwiekszym stopniu, o tyle po wyjsciu ze szpitala kapiel zalecana jest codziennie. Oczywiscie w komplecie oliwienie cialka, zeby sie nie przesuszylo. Od nikogo wczesniej i pozniej nie slyszalam, ze byly jakies wskazania tak rzadkich kapieli noworodkow i niemowlat.

      Usuń
    2. Nie sądzę by moja sama wpadła na taki pomysł- ona obu rodziła w Bawarii, obaj zimowi, styczeń i luty. Przeżyłam wstrząs gdy była u mnie kilka tygodni ze starszym gdy miał około roku. I potem też, za każdym razem gdy dzieciaki były małe nieraz dostarczała mi wielu wrażeń z zakresu higieny. Gdy zaczęłam częściej tu przyjeżdżać i obserwować różne maluchy na placu zabaw - uodporniłam się nieco. To co jest piaskiem w piaskownicy to jest czymś tak brudnym ,że w życiu bym dzieciaka tam nie wpuściła. A tu maluszki taplają się w tym brudzie, gdy smoczek wpadnie w piach to zostanie tylko otarty z piachu ręką i czasem chusteczką i znów wraca do buzi dziecka. Dla mnie jest to wylęgarnia infekcji. W takim miejscu od razu poznasz matki innej, niż niemiecka narodowości- niemiecka matka nie ingeruje zupełnie w to, co robi dziecko- żre piach, widać lubi, spadło z drabinki- no gapa, niech się nauczy oceniać własne możliwości. Obsypuje się piachem od czubka głowy po stopy - dobrze, że sypie tylko na siebie. Jak nie może dziecko gdzieś wlezć to na 100% mam pewność,że matka mu w tym nie pomoże. Jeżeli zachowuje się inaczej to jest pewne, że mama dziecka nie jest rodowitą Niemką.

      Usuń
    3. No i teraz takie dziecko przychodzi ublocone i zapiaszczone z podworka, a mama: idz spac, bo termin kapieli dopiero za cztery dni? :)))

      Usuń
    4. Nie wiem,moi jak przychodzą z placu zabaw idą sami pod prysznic.Gdy byli w przedszkolu to tam mieli zawsze ubranie na zmianę i się dzieciaki przebierały. Za to pralka to chodziła w domu chyba całą dobę.

      Usuń
    5. Wyszlo ze dzieci, wbrew zaleceniom tych co sugeruja cotygodniowa kapiel, same czuja potrzebe czestszego kapania sie, moze niemowleta tez tylko nie potrafia mowic.
      Sa sytuacje ze powinno sie kierowac rozsadkiem a nie zaleceniami wszelkich medrcow.

      Usuń
  4. Jem, owszem. Ale czy zauwazylas ze moje przerazenie tyczylo tego co sie wynosi ze szpitali itp. Napewno w publicznych toaletach zachowujesz inny stopien zadbania o higiene niz w domowej.
    I o to tu chodzi.
    Wybacz ale nie bede stosowac indyjskich metod uodporniania niemowlat.
    Ja rowniez miewalam psy i nawet spaly w "ludzkich" lozkach wiec nie musisz mnie przekonywac o nieszkodliwosci obcowania z nimi - ja mowie o tym ze istnieja ludzie z niewiadomo czym, ze szpital jest dobrym zrodlem germs, ze lekarze-pielegniarki moga je miec na uniformach a to ma prawie nic wspolnego z tym co opisujesz.
    Czy nie odsuwasz sie w poczekalni od kaszlacego, kichajacego? Tam ich pelniej niz na ulicy czy restauracji. Napisalam przeciez ze nie da sie uniknac na 100 % a jedynie zredukowac ryzyko i to robie a niczyje to wskazowki jak glownie lekarzy. Mysle ze jedna kapiel na tydzien tez by sie im nie spodobala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O indyjskiej metodzie uodporniania dzieci napisałam tylko jako o ciekawostce. Przecież żadna z nas by czegoś takiego nie zrobiła. Jesteśmy inaczej zaprogramowane.Zgadzam się, że w szpitalu leżą ludzie chorzy, a więc krążą tu miliony różnych zarazków. Ale popatrz- lekarze stykają się z nimi dzień w dzień i...jakoś nie chorują z tego powodu. Jeżeli by te wszystkie zarazki były tak grozne dla otoczenia, to każdy szpital musiałby być gdzieś w terenie oddalonym od miasta, lekarze wewnątrz ubrani niemal w kosmiczne kombinezony, a pomiędzy poszczególnymi oddziałami śluzy antyzarazkowe.
      Czy wiesz, że większość lekarzy dzięki stałemu kontaktowi z chorymi jest uodpornionych na różne choroby zakażne? Już pomijam fakt, że niemal każdy wirus czy też bakteria mają inne wymagania by przeżyć i się uaktywnić. I gdyby ci lekarze i pielęgniarki wynosili coś na swoich ubraniach co może nagle z nich "odlecieć" i zakazić innych to z całą pewnością istniałby zakaz poruszania się w nich po mieście. Sadzę, że amerykańskie służby medyczne są dość przytomne i czuwają nad tym.
      Ci co kaszlą a nie prątkują nie są grozni, od tego, że ktoś zakaszle obok ciebie to nie zachorujesz. Poziom wiedzy medycznej na szczęście jakoś wzrósł i teraz większość kichających kicha w chusteczkę. Poza tym mam zwyczaj już od b.b. wielu lat szczepić się
      p.grypie.
      Więcej boję się różnych chorób pasożytniczych, które mogą się przydarzyć właśnie przez stołowanie się poza domem.
      Teoretycznie każdy z pracowników restauracji powinien mieć aktualne badania w tym kierunku, ale praktyka pokazuje, że nie zawsze się tak dzieje, poza tym może zostać zakażony zaraz po badaniu i przez jakiś czas spokojnie będzie innych obdarzał tym co sam posiada. Jeżeli już coś jem na mieście, to najchętniej jakąś przekąskę zapakowaną hermetycznie, którą sama sobie otworzę. Po moich perypetiach jest to mocno uzasadnione i polecone przez gastroenterologa. Zresztą mam tyle obostrzeń dietetycznych, że aż strach.
      Muszę polegać na własnej kuchni.
      Kiedyś oglądałam serial dokumentalny nakręcony ukrytą kamerą w kuchniach różnych restauracji. Był wstrząsający. Zdjęli go dość szybko z anteny, protestowali restauratorzy. Kręcony był w różnych krajach Europy i w USA.

      Usuń
  5. A co z wozkami w supermarketach? co z poreczami w autobusachbi pociagach? co z publicznymi toaletami? Nie dajmy sie zwariowac - gdybysmy zaczeli sterylizowac wszystko i wszystkich ludzkosc bardzo szybko by wymarla z braku odpornosci. Natomiast tu zgadzam sie z Serpentyna ze personsl szpitala absolutnie nie powinien wychdzic na zewnatrz w fartuchach i odziezy szpitalnej! To samo dzieje sie tu w Anglii- obrzydzenie mnie ogarnia jak widze "siostry" w fartuszkach jadace kominikacja miejska , robiace zakupy w markecie czy chodzace po miescie! To jest skandal - wg mnie dlatego ze to zagraza Pacjentom w szpitalu - ktorzy tam leza chorzy, nadwatleni, po operacjach , i to im jest potrzebna higiena ze strony personelu jak najwieksza! To oni sa narazeni najbardziej , i dla mnie to jest karygodne zeby pielegniarka najpierw polatala po sklepie , podotykala wszystkiego a potem poleciala do szpitala dokonywac zabiegow na chorych pacjentach ! to ze rowniez wynosi ze szpitala zarazki to rowniez jest karygodne ale mnie najbardziej rusza to pierwsze - dobro pacjentow. Czy cofnrlismy sie do sredniowiecza? W Polsce takie praktyki sa nie do pomyslenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokladnie, Kitty - i w mym poscie glownie o to chodzi. Ja tez nie daje sie zwariowac wiedzac ze niemozliwym jest sie ustrzec w 100% ale pewne kroki w tym kierunku same sie nasuwaja, sa logiczne.

    Jak to dobrze ze ktos czytajacy od razu zauwazy sedno sprawy bez rozdrabniania i rozmywania go a takze podziela moje obrzydzenie tymi uniformami poza szpitalem - mowi mi ze wlasnie nie wariuje, ze to powszechna opinia. Dziekuje.

    OdpowiedzUsuń